Psychologia w internecie, rodzaje psychologii, psychologia dla każdego, dla Ciebie, jutra, na codzień, związków, skąd się bierze smutek

Forum psychologia w internecie.


#1 2012-11-03 22:28:29

pwi

Administrator

Zarejestrowany: 2010-03-23
Posty: 47
Punktów :   

opisuje dolegliwości depresyjnego stanu: natłok myśli, mrok depresyjny

Wracając do starożytnego teatru nie jest to ostatni akord minionych wieków. Wiele czytając odkryłem jak niezwykła jest zaliczona w kanon Starego Testamentu - Księga Hioba. Powstała na wiele lat przed Chrystusem, opisuje dolegliwości depresyjnego stanu: natłok myśli, mrok depresyjny, bezsenne noce, utratę nadziei, dręczące pytania egzystencjalne, chęć samounicestwienia bez sprawiania komukolwiek kłopotów, ostatnie spojrzenie na świat czy też nieodwracalność przyjścia śmierci. 

Czekałem na szczęście – a przyszło zło,
szukałem światła, a nastał mrok.
Wnętrze me kipi, nie milczy,
bo spadły na mnie dni klęski.
(...)
We łzach rozpływa się dusza,
zgnębiły mnie dni niedoli.
(...)
Zyskałem miesiące męczarni,
przeznaczono mi nocne udręki.
Położę się mówiąc do siebie:
Kiedyż zaświta i wstanę?
Lecz noc wiecznością się staje
i boleść mną targa do zmroku.
(...)
Ponownie oko me szczęścia nie zazna.
Nikt już mnie powtórnie nie ujrzy:
spojrzysz, a już mnie nie będzie.
(...)
Po co się daje życie strapionym,
istnienie złamanym na duchu,
co śmierci czekają na próżno,
szukają jej bardziej niż skarbu na roli;
cieszą się, skaczą z radości,
weselą się, że doszli do grobu.
(...)
Bodajbym zginął i nikt mnie nie widział,
jak ktoś, co nigdy nie istniał,
od łona złożony do grobu.
Odwrócić Twój wzrok, niech trochę rozjaśnię oblicze,
nim pójdę, by nigdy nie wrócić,
od kraju pełnego ciemności,
do ziemi czarnej jak noc,
do cienia chaosu i śmierci,
gdzie świecą jedynie mroki.

Księga Hioba  to dowód na to, że choroba ta istniała od zawsze i dowód na to, że od choroby tej zacząć się może droga ku szukaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie pojawić się mogą w ludzkim umyśle: Czy istnieje Bóg? Jaki sens ma życie? Dlaczego istnieje cierpienie? Dlaczego tragedia dotknęła właśnie mnie?
Takie pytania w zdrowiu odsuwane są zazwyczaj przez sprawy dnia codziennego. Depresja i jej smutek niosą za sobą głębsze wejrzenie w sprawy, o których nie myśli się w życiu, jakie z dnia na dzień się wiedzie. Żeby wejrzeć głębiej, trzeba się zatrzymać, a na to nie ma czasu. Nawet jeśli przychodzą takie chwile refleksyjnej zadumy, to równie szybko odchodzą, bo życie toczy się dalej i nie pozwala na papranie się w tego typu problemach. Depresja jest wiecznością i problem ten jest wieczny. Rodzi on konieczność filozoficznego spojrzenia na życie, wszystko, co było, przestaje być ważne; jedyne, co rozpatrywania jest warte, to rzeczy głębsze, te, których nikt w szczęściu i powodzeniu nie rozpatruje. Tylko smutek bowiem, tylko wielkie nieszczęście, wielka osobista tragedia zmusi człowieka do intensywnego poszukiwania istoty istnienia. Kiedy wszystko jest dobrze, nikt nie pyta, to nie ma znaczenia. Gdy świat się wali, przychodzą pytania, a te w depresji są nachalne i trzeba na nie szukać odpowiedzi, bo choroba tak każe, a intelekt do tego jest zdolny.
Trudno mi uogólniać ten aspekt depresji? U osób dotkniętych chorobą, tych które znałem, nie pojawiał się aż z taką natarczywością problem szukania odpowiedzi na te trudne pytania. Ja odczuwałem to jako przymus. Tylko to mnie interesowało, tylko o tym mogłem czytać, i tylko na to miałem tę odrobinę użyczonej mi do życia energii. Nic z siebie nie dawałem, byłem w swoim odczuciu jednostką niewartą życia i dlatego dojście do takich odpowiedzi byłoby dla mnie minimalnym rozgrzeszeniem z faktu oddychania tym powietrzem, którym oddychają inni, ci pełnowartościowi ludzie. I tak minęły trzy lata mojego życia. Przeżyłem je, ale poza owym zgłębianiem nie robiłem nic. Tę odrobinę energii, której miałem jakby więcej, tylko na to mogłem przeznaczyć. Tylko to mogłem i musiałem robić i w tym świetle wszystko do czego dotarłem, wszystkie te książki, które napisałem, to efekt uboczny depresji. Wcale tego nie pragnąłem. Wszystko to zdarzyło się gdzieś obok. Nie było we tym mojej zasługi. Tak naprawdę to ja chciałem tylko wyzdrowieć, to było moje jedyne pragnienie. Ale skoro już to się stało istotnym wydawało mi się zatrzymanie tego do czego w studiach dotarłem, aby ten ślad choroby po niej pozostał.
    Wielu ludzi zadaje sobie często pytanie: dlaczego ludzie osłabieni emocjonalnie, po głębokich, traumatycznych przejściach, dają się uwieść niezrozumiałym dla nich ideom reprezentowanym przez różne tajemnicze i dziwne tzw. sekty. Odpowiedzią są właśnie powyższe rozważania. Do grup tych często bowiem trafiają ludzie, bo szukają odpowiedzi na pytania. Ci, który odpowiedzi takich nie szukają tych pierwszych nie zrozumieją i stąd całe zamieszanie.
    W depresji występuje łatwość wiary. W stanie zdrowia śmierć jest daleko. W depresji śmierć jest blisko i co za tym idzie blisko jest świat duchowy, niematerialny. W zdrowym człowieku więcej jest trzeźwo myślącego racjonalisty, depresja racjonalistę unicestwia. Depresja powoduje (dotyczy to też innych naturalnych sytuacji kryzysowych w życiu człowieka jak śmierć osoby bliskiej, czy utrata obiektu miłości), że bariera umysłu zostaje złamana. Z łatwością, niczym dziecko, wierzy się wtedy w realność świata duchowego. Wewnętrzny cenzor, mówiący: To niemożliwe, nie istnieje. 
Moja choroba trwała trzy lata. Pierwotnie żadne leki przeciwdepresyjne nie działały na mnie. Odstawiłem je i przez dwa lata byłem „poza” psychiatrią. Próbowałem wtedy korzystać z pomocy medycyny niekonwencjonalnej. Ostatecznie nie pomogła mi ona wyjść z depresji ale być może, tego nie wiem na pewno, zmieniła moją biochemię mózgu na tyle, że tym razem leki miały łatwiejsze zadanie i poskutkowały.
    Moment wyjścia, czy raczej wychodzenia z depresji, był niezwykłym doświadczeniem szczęśliwości. Może to wtedy doświadczyłem tego o czym mówił Ramana Mahariszi: „Istotną naturą człowieka jest szczęśliwość. Szczęśliwość to wrodzona cecha prawdziwej jaźni. Tęskniąc do szczęścia człowiek nieświadomie tęskni do siebie samego. Istotna jego jaźń jest wieczysta i niezniszczalna, gdy ją odnajdzie, znajdzie trwałe, nigdy nie kończące się szczęście.” To doświadczenie powrotu do zdrowia jest zupełnie inne niż to co znają ludzie zdrowi. Oni nie znając depresji nie mogą doświadczyć właśnie tego szczęścia, w którym odchodzi bólu i wtedy na moment przychodzi zrozumienie podejścia Zen, które karze cieszyć się każdą chwilą i we wszystkich prozaicznych chwilach życia, takich jak jedzenie, praca, czy oglądanie oczami świata, znajduje przyjemność. Znalazłem to z czym każdy obcuje, ale mało kto docenia. „Błogosławiony człowiek, który cierpiał znalazł życie” – mówił Jezus w ewangelii św.Tomasza (legion 58). Z kolei Osho mówił: „jedynym Bogiem jest samo życie”. Czyż więc najważniejsze nie jest właśnie owo Życie? I czy nie miał racji Krisznamurti mówiąc: „reinkarnacja jest faktem, ale co wam z tego przyjdzie?”, odciągając od rozważań o życiu „później”, by zwrócić uwagę na życie „teraz”. 
Zrozumiałem wtedy słowa Maharisziego: „Mędrzec jest dzieckiem, które nie ma zalążków ego”. W depresji ego było złamane, natomiast w szczęśliwości rozpływa się ono. Z ego, które chce rozumieć pochodzą pytania. A tu, tak jak u małego dziecka, nie ma ego i nie ma pytań. Przeżywałem więc to co przeżywa mędrzec i co zna dziecko – samadhi, kiedy ciało, umysł i dusza są zjednoczone i zatopione w szczęściu wszechświata. W tej szczęśliwości czułem jak wszystko żyje, wszechświat pulsuje, cały ten żywy organizm jest jednością. Byłem jak mistyk, który prowadzi „życie w ciągłej jedności” doświadczając rzeczywistej jedności z innymi i ze światem zewnętrznym. Naturalnym więc wydawało się że nie można krzywdzić żadnych żywych istot, bo wszystkie one na pewnym planie są tożsame. W jasnym umyśle nie zagnieżdżały się żadne myśli o sporach i waśniach. Później z upływem miesięcy i lat, wraz z powrotem do codziennych życiowych zmagań, niestety, wróciłem do „normalności”. Wróciłem, ale to doświadczenie depresji rozwiązało największy problem mojego „starego” życia. Uwolniłem się od lęku śmierci. Sokrates mówił: „filozofować, to uczyć się umierać”. Teraz już nie mam lęku przed śmiercią, balem się jedynie śmierci samobójczej. W tym aspekcie depresja była czymś podobnym do stanu ludzi, którzy doświadczyli śmierci klinicznej i opuścili przejściowo swoje ciało. To przeżycie pozbawiało ich częstokroć tego największego z lęków człowieka dla którego pewne jest tylko to jedno życie.
Chociaż od momentu wyzdrowienia minęło już osiem lat, to wciąż go pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć o najpiękniejszych chwilach mojego życia. Żeby je przeżyć musiałem jednak wcześniej przeżyć depresję. Czy więc była ona czymś złym? 
                                    arturmarino@poczta.onet.pl
(cytowane fragmenty Księgi Hioba pochodzą z Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu, wyd. Pallotinum, Poznań-Warszawa 1989r.)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wspolnotajp2.pun.pl www.streetfighters.pun.pl www.pbf-dragonball.pun.pl www.retroswiat.pun.pl www.geode.pun.pl