Fascynacje nieosiągalnym
Kobiety kochające mężczyzn nie osiągalnych są pogrążone w pewnym złudzeniu - że ten wybrany, jedyny, niepodobny do nikogo na świecie mógłby zaspokoić ich potrzeby, dać to, czego najbardziej pragną od mężczyzny. Gdyby zaczęły żyć z nim na co dzień, to przekonanie musiałoby zostać poddane surowej korekcie, bo wspólna codzienność nie jest łaskawa dla złudzeń. Taką przewagę niedostępny mężczyzna ma nad dostępnym - może na zawsze pozostać ideałem.
Tu na marginesie uwaga o przyczynach takiego lokowania uczuć, chociaż sądzę, że dociekanie przyczyn często prowadzi do myślenia: "Sama sobie jestem winna, to ja mam jakiś fundamentalny feler", i dalszego pogrążania się w samooskarżeniach. A tego chciałabym uniknąć. Jednak Hanna sprowokowała mnie, pisząc:
"A może jak córka alkoholika, która wybiera na męża też alkoholika, wybieram mężczyznę, który jest nieosiągalny? Oczywiście, życiorys mam banalny: ojciec odszedł, kiedy byłam dzieckiem, mama ciągle niezadowolona itd. A więc może to nie miłość, tylko wybór sytuacji, w której umiem się poruszać?! Znów spotyka mnie odrzucenie, znajduję potwierdzenie, że jestem do niczego, i cierpię"
Taki mechanizm wydaje mi się bardzo prawdopodobny. I dlatego uważam, że tym bardziej warto nauczyć się żyć ze swoją niespełnioną miłością. Bo może ksiądz to nareszcie bezpieczny mężczyzna? Bezpieczny, bo niedostępny?
W prawie wszystkich opowieściach o beznadziejnej miłości pojawiało się zdanie: "Walczyłam z tym uczuciem, ale okazało się silniejsze ode mnie". Myślę, że (jeżeli chodzi o uczucie, a nie o kontakt seksualny) żadna walka, żadne zakazywanie sobie miłości, tłumienie jej nie ma wielkiego sensu. Uczucia już takie są, że domagają się, by dopuszczać je do głosu, przeżywać i wyrażać. Dopiero wtedy słabną albo odchodzą, a przynajmniej wytwarza się poczucie panowania nad nimi - dają się umieścić we właściwych ramach. Można wyjść z alternatywy "zakaz albo konsumpcja" w stronę takiego sposobu przeżywania i wyrażania miłości, który jest dobry i wzbogacający.
Hanna pisze do księdza, którego pokochała, on z rzadka odpowiada. Ale to pozwala jej wyrazić różne uczucia związane z tą miłością. Pisze też czasem do mnie, a gdyby miała przyjaciółkę czy przyjaciela, z którymi mogłaby się dzielić swoimi przeżyciami, byłoby jej znacznie lżej. Bo samotne borykanie się z trudnym problemem to kolejne dodatkowe obciążenie.
Dobre strony nieszczęśliwej miłości
Powtórzę jeszcze raz: nie da się tej sytuacji całkowicie pozbawić smutku i cierpienia. Hanna napisała do mnie o frustracji, cierpieniu w cichości, rozpaczy, że nic nie da się zmienić. Ale można też - i kilka takich zdań znalazło się w jej liście - dostrzec dobre strony beznadziejnej miłości:
"Jednocześnie to uczucie dostarcza mi tylu wzruszeń, uczy tak nowego pojmowania świata, nowych definicji, pogłębia moją wiarę, że - mimo niewątpliwych cierpień bezcielesności - nie chciałabym go stracić".
Jak widać, nawet gdybym miała odtrutkę na miłość, ofiary mogłyby nie chcieć z lekarstwa skorzystać. Mam natomiast kilka sugestii dla osób, którym zdarzyło się nieszczęśliwie pokochać: Warto opowiadać komuś o swojej miłości i rozpaczy, płakać, ile dusza zapragnie. I wygadanie się, i płacz uwalnia od obciążających emocji, przynosi ulgę i ukojenie.
Warto starać się zmniejszyć swoje poczucie winy i umacniać poczucie własnej wartości, zamiast siebie oskarżać. W szczególności namawiam na przełożenie swojego nieodpowiedniego uczucia z półki "grzech" na półkę "miłość", chociaż bez seksu i bez zamieszkania razem. Polecam też ćwiczenie odnajdywania w sobie dobrych stron, wartościowych cech, niedostrzeganych dotychczas uroków.
Warto koncentrować się na tym, co pozytywnego daje ta miłość, bo na pewno daje. Trzeba skończyć z porównywaniem się do bohaterek szalonych romansów z happy endem, należy raczej pomyśleć o kobietach, które usychają w nudnym małżeństwie albo mają w życiu tylko pracę.
Warto trzymać się swoich wartości i słusznych decyzji - to także jest źródłem satysfakcji. A będzie jeszcze większym, kiedy spotkasz kogoś dostępnego i będziesz mogła zacząć nowy związek z mniejszym bagażem albo kiedy ożywi się i napełni nowymi uczuciami stary układ małżeński.
Kto wie, może okaże się, że określenie "beznadziejna miłość" czy "nieszczęśliwa miłość" już się do ciebie nie odnosi i - mimo cierpień i bolesnego niedosytu - trafniej będzie o uczuciu do nieosiągalnego mężczyzny powiedzieć, że to miłość trudna, ale piękna. za:wyborcza.pl
|